wtorek, 2 sierpnia 2016
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Woda
Gdy przeglądałam ostatnio zdjęcia z popołudnia, które spędziliśmy w ten weekend przy miejskiej fontannie, uderzyła mnie taka myśl, że Bóg chyba musi być bardzo zadowolony z wody, że tak dobrze Mu się udała. Natychmiast stanęła mi w pamięci Księga Rodzaju i opis stworzenia naszego świata, gdy zaraz po oddzieleniu światła od ciemności następuje oddzielenie "jednych wód od drugich" - cokolwiek to znaczy na tak kosmiczną skalę. Poświęcony jest na to cały drugi dzień i jeszcze część trzeciego dnia stworzenia, a więc było to dzieło ogromne. Wygląda na to, że woda spodobała się Stwórcy, skoro tak jej wszędzie było pełno.
I nadal jest. Bo przecież nawet my sami w 60 procentach składamy się z wody. A niemowlęta nawet w 75 procentach! Nic dziwnego, że bez niej nie możemy żyć - bez jedzenia nasz organizm poradzi sobie dużo dłużej, niż bez wody, dla większości z nas granicą jest zaledwie kilka dni.
I zaczęłam zastanawiać się, co takiego jest w wodzie, że tak bardzo jej obecność jest wpisana w materialną strukturę naszego świata, co jego Budowniczemu tak się w niej podoba. O jej nieprawdopodobnych cechach można by oczywiście mówić bez końca - o tym jak z cieczy przemienia się w ciało stałe albo w gaz, o tym, że potrafi krystalizować w absolutnie niepowtarzalne, unikalne płatki śniegu, że jej łagodny szum przynosi ukojenie, ale też kryje się w niej potężna siła, która potrafi wezbrać groźną falą. Że koi pragnienie, obmywa z brudu... no, sami wiecie.
Jest niesamowita, bez dwóch zdań, udała się Bogu nadzwyczajnie. Ale tak sobie myślę, że tym, co Mu się w niej podoba przede wszystkim, jest jej czystość i prostota.
I gdy tak patrzyłam na naszą najmłodszą królewnę biegającą wokół fontanny, pomyślałam sobie, że dzieci są tak właśnie proste i czyste jak woda. I że tę wodę można łatwo zabarwić - w zależności od tego, czego do niej dolejemy. Może nabrać wszystkich kolorów - nomen omen - tęczy, od głębokiej czerni aż po matową biel. Ale czegokolwiek byśmy do niej nie dolali, utraci w ten sposób swoją pierwotną przejrzystość. A wtedy to my bierzemy za to odpowiedzialność. Bo to już będzie nasza domieszka.
Można jednym ruchem odebrać dzieciom czystość, zmącić przejrzystą wodę błotem i nawrzucać do niej śmieci - dla okrutnej zabawy albo materialnych korzyści. Albo jedno i drugie. Nie trzeba chyba nikomu dziś tłumaczyć, jak to się dzieje i na czym polega. Ani jakie są tego skutki. Wystarczy rozejrzeć się wokół.
Ale możemy też chronić ich czystość i przejrzystość, by nie zatraciły tej niezrównanej prostoty wpisanej w ich naturę. Czy to nie jest nasza najpierwsza, najbardziej podstawowa rola jako rodziców? Zanim zabierzemy się do ich kształtowania, wychowywania, edukowania - najpierw zatroszczyć się o to, żeby tej czystej wody nie zmącić? Podobnie jak głosi podstawowa zasada etyczna w zawodzie lekarza - primum non nocere, po pierwsze nie szkodzić.
Trzeba nam więc szukać mądrości, byśmy potrafili dostrzec wartość tej wielkiej prostoty i nie pozwolili jej zniszczyć. By nasze dzieci zachowały przejrzystość wody z górskiego strumienia.
I jak najpiękniej odbijały światło.
Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Wodę,
która jest bardzo użyteczna, i pokorna, i czysta.
(z Pieśni słonecznej św. Franciszka z Asyżu)
Subskrybuj:
Posty (Atom)