Gdy wczoraj wybiła północ, zaznaczając początek kolejnego umownego okresu, który nazywamy rokiem, po odbyciu wszystkich rytuałów zwyczajowo towarzyszących temu momentowi - z fajerwerkami włącznie - ułożyliśmy się wygodnie na kanapach przed kominkiem, by odpocząć po tym długim i pełnym wrażeń ostatnim dniu minionego roku. Zadałam wtedy sobie samej i wszystkim członkom naszej rodziny pytanie o największe marzenie, jakie każdy z nas chciałby, aby spełniło się w tym nowym roku.
W odpowiedzi zaczęły padać przeróżne pomysły, każdy jednak wyjątkowo dobrze odzwierciedlał charakter i osobowość tego, kto o nich mówił. Były więc i sny o lataniu, o wspięciu się na najwyższy górski łańcuch, o przechadzaniu się wśród lawendowych pól Prowansji, o wyjeździe na koncert do Australii... Tym, co mnie jednak uderzyło w nich wszystkich najbardziej, był fakt, że nikt z nas nie marzył o posiadaniu czegokolwiek - nikt nie wymienił żadnego przedmiotu, samochodu, komputera, tabletu, smartfona, czy jakiegokolwiek innego gadżetu, które podobno dają szczęście i o których w związku z tym należałoby marzyć. Jesteśmy, zdaje się, dość odporni na wysiłki przeróżnych reklamodawców, którzy chcieliby zaszczepić w nas pragnienie posiadania produkowanych przez siebie rzeczy i przedmiotów...
Prawdziwy powód jest jednak chyba dużo głębszy. Myślę, że gdzieś w głębi duszy doskonale wiemy - być może dlatego, że starsi z nas mieli już okazję przekonać się o tym na własnej skórze, a być może także z jakiegoś złożonego w nas przeczucia tego, co tak naprawdę będzie kiedyś spełnieniem wszystkich naszych marzeń - że nie nasyci nas posiadanie czegokolwiek, bo świat nie został stworzony po to, byśmy go mieli posiąść. Nasze dążenie do posiadania, zawłaszczania rzeczywistości jest raczej skutkiem upadku niż cechą tej pierwotnej harmonii świata, który miał być naszym domem - mieliśmy przecież panować nad światem, a nie go posiadać. To ogromna różnica.
I gdy dopuścimy do głosu nasze serca, opowiedzą nam o tym, czego naprawdę pragną - o wolności, przestrzeni, przygodzie, miłości, podejmowaniu wyzwań i zdobywaniu szczytów... I nie sądzę, by było w tym wiele o posiadaniu. Jeżeli w ogóle.
A potem przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl - że z całego stworzonego świata chyba tylko człowiek potrafi marzyć. I że być może jest to właśnie jedna z tych cech, które upodabniają nas do naszego Ojca, największego marzyciela wszech czasów. Który ma wszystko, a niczego nie chce posiadać...
Bo przecież cały świat i my sami wzięliśmy się z Jego marzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz