sobota, 31 października 2015

Prawa fizyki

Doszłam już dawno do wniosku, że moje dzieci nie bardzo wierzą w prawa fizyki. A w każdym razie wierzą w nie zdecydowanie wybiórczo. No bo jaki inny wniosek wyciągnąć z faktu, że pomimo moich tłumaczeń i napomnień, czasem łagodnych, a czasem z przytupem, wkładają mi raz po raz do zmywarki kilka misek jedna na drugiej i na to jeszcze durszlak, albo zamknięty wyciskacz do czosnku z resztką zawartości, że nie wspomnę o zakręconym - a jakże - słoiku?

No i jak to ma się umyć, ja się pytam? Tłumaczę więc cierpliwie (lub nie), pokazuję i objaśniam. Na jakiś czas starcza, ale potem znów się okazuje, że jednak tak do końca to ich nie przekonałam. Nawet twarde dowody w postaci niedomytych naczyń ich nie przekonują, ani konieczność własnoręcznej korekty niedomytków w kuchennym zlewie.


Przykładów tej niewiary w oczywistość praw rządzących zastaną rzeczywistością można by mnożyć. Bo przecież ani ubrania się same nie włożą do pralki, ani zużyta rolka w sposób cudowny nie pokryje nową warstwą papieru toaletowego, a jak się roślin w doniczce nie podlewa, to mają taką nadzwyczajną właściwość, że w końcu biorą i złośliwie więdną.

W poczuciu odpowiedzialności matczynej za cztery, bądź co bądź, panny, które kiedyś będą musiały w końcu uwzględnić powszechnie obowiązujące prawa przyrody, gdy same założą własne domy (a nawet jeśli pójdą do zakonu lub zostaną świeckimi misjonarkami, to się od tych praw i tak całkiem nie uwolnią) i przekonają się, że żeby móc nad nimi panować jak Pan Bóg przykazał (por. Rdz 1, 28), trzeba najpierw dojść z nimi do porozumienia, przyuczam je do prac domowych, którym co prawda zupełnie brak polotu i każą ściągać nieco wodzy wyobraźni, ale za to uczą twardego stąpania po ziemi.

Tylko potem nachodzi mnie taka refleksja, że przecież fizyka nie tłumaczy wszystkiego, co się wokół nas dzieje. Że nawet wielcy naukowcy, jak choćby Einstein, przekonali się, że to, co widzimy i jesteśmy w stanie zbadać czy zmierzyć, może na końcu okazać się względne. Że poza naszymi trzema czy czterema wymiarami, może się dziać i dzieje się dużo więcej, "niż się śniło naszym filozofom". Więc tak w sumie, to cieszę się, że nasze królewny nie wierzą w te prawa fizyki tak do końca. Bo wcale nie chcę, żeby zawsze tak twardo stąpały po ziemi.

Jak inaczej nauczyłyby się kiedyś chodzić po wodzie?








4 komentarze:

  1. Pocieszyłaś mnie. Byłam pewna, że twoje dzieci są idealne ;O) W naszym domu prawa fizyki od dawna wiszą na kołku...prawdopodobnie dlatego wciąż jeszcze funkcjonujemy. Chodzenie po wodzie to nasza codzienność, i nie ma w tym przesady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealne? Hmmm.... To chyba musiałyby też mieć idealną matkę. Ale za to kocham je nad życie!
      I mocno wierzę, że kiedyś nauczą się chodzić po wodzie. To moje największe marzenie.
      Sama na razie potrafię tylko kilka kroczków... ale za to one będą już śmigać!

      Usuń
  2. Hm... Mnie też się zdarza tak ułożyć miski w zmywarce i na to dać durszlak :D Z tym zakręconym słoikiem to już może przesada, ale miski zwykle są umyte. Może mam zaczarowaną zmywarkę...
    Pewnie jak na ironię moje dzieci wyrosną przy mnie na twardo stąpające po ziemi istoty. Dzieci zwykle idą w przeciwnym kierunku niż rodzice... Widzę to po sobie, moja niechęć do porządku wynika właśnie z tego, że nie chcę być jak moja uporządkowana mama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie i jedno i drugie potrzebne, w końcu nasz Mistrz chodził i po ziemi, i jak Mu było potrzeba to po wodzie :-)

      Usuń