W ostatnim czasie miałam okazję trochę podróżować, oderwać się od codzienności, spojrzeć na nią z pewnego dystansu, zasmakować zmiany, pooglądać trochę dalekiego świata. A jednak kiedy wczoraj stałam znów w swojej kuchni, przygotowując kolejne posiłki dla naszej szóstki, piekąc babeczki i jednocześnie wiodąc rozmowę na tematy filozoficzne z najstarszą królewną, a potem rozwikłując problemy matematyczne z drugą z kolei panną, naszła mnie nagle refleksja, a raczej cały zbiór refleksji, które możnaby streścić w najprostszym "Tu mi dobrze".
Tu jestem najszczęśliwsza. Tu jest moje miejsce, centrum mojego życia. I nikt nie wmówi mi, że jest inaczej - tak po prostu czuję. Choćby mnie przekonywano, że nie mogę czuć się spełniona jako "kura domowa", że przecież spełnienie czeka na mnie gdzie indziej, w tak zwanym "świecie", w którym robi się "kariery" - ja i tak wiem swoje: dziś, na tym etapie życia mojej rodziny, najpełniej spełniam się stojąc w kuchni, dlatego z całą premedytacją i świadomością tę kuchnię wybieram.
Byłam w tym dalekim świecie, miałam okazję robić wiele rzeczy, które uznaje się za dające spełnienie, spotkałam wspaniałych ludzi, uczestniczyłam w wielkich, międzynarodowych projektach - i wszystko to jest dla mnie niezwykle cenne, absolutnie temu nie przeczę. Ale to właśnie tu, gdzie mogę towarzyszyć drugiemu człowiekowi od pierwszych chwil jego życia, być świadkiem tego, jak odkrywa rzeczywistość i jak uczy się ją rozumieć, mieć udział w kształtowaniu jego osobowości, w wychowywaniu go do wielkości pojmowanej jako wolność we wchodzeniu w swoją najgłębszą tożsamość, gdzie mogę wreszcie troszczyć się o jego najprostsze potrzeby - począwszy od fizjologii a skończywszy na duchowości - tu właśnie czuję, że jestem najbliżej tego, co jest treścią życia.
Mocno dotykają mnie słowa z wczorajszej perykopy: "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc" (Rdz 2, 18). Użyte w tym miejscu hebrajskie słowo "ezer" oznaczające "pomoc" pojawia się także tam, gdy mowa o samym Bogu niosącym pomoc Izraelowi*. Mówi ono o tym, że kobieta stworzona została jako odzwierciedlenie owego rysu osobowości Boga, który przynagla Go do niesienia pomocy tym, którzy na Nim polegają, którzy nie poradzą sobie bez Niego, którzy liczą na Jego troskę i współczucie. To wielkie zadanie i ogromny przywilej. Królewskie dzieło.
Nie chciałabym za nic wyrzec się tego miejsca, nie zamieniłabym na nic innego możliwości służenia drugiemu człowiekowi w ten właśnie sposób, umywania mu nóg, przekazywania i otaczania opieką życia - tego, co najcenniejsze. Nic się temu nie równa.
Wracam więc znów do słów psalmu, które stawiają całą sprawę we właściwej perspektywie, pozwalają odrzucić fałszywy obraz owej "kuchennej" roli i pokazują jej prawdziwą wartość:
"Sznur mierniczy wyznaczył mi dział wspaniały
i bardzo mi jest miłe to moje dziedzictwo".
(Ps 16, 6).
Wierzę, że to właśnie zostało mi powierzone.
*Tę refleksję zawdzięczam Johnowi i Stasi Eldredge, por. "Urzekająca", Wydawnictwo Logos, 2014.
Piękne i budujące!
OdpowiedzUsuńB.
dziecinstwozksiazka.blogspot.com
Dziękuję, Beatko. Pięknego dzieła podjęłaś się na swoim blogu!
Usuń