Tak mi się ostatnio wzięło na wspominki z niedawnej podróży do tak zwanej "ziemi obiecanej". Wyciągnęłam więc zdjęcia, popatrzyłam, pooglądałam, powspominałam... I doszłam do wniosku, że jednak wolę tu. Co by nie powiedzieć - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Tam jest jakoś wszystkiego dużo, wysokie to, szybkie, mocne, barwne, głośne i szumne. Mnóstwo tego człowiek nabudował, pnie się to wszystko w górę, niby duma rozpiera, niby podziw i zachwyt - a jednak jakoś do domu tęskno. Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem...
No dobrze, trochę się zagalopowałam, daleko mi do wieszcza Adama. Ale powiem jedno - zawsze mi się wydawało, że człowiek jednak stworzony jest do tego, żeby móc dotykać ziemi. Jakoś to jest w nas mocno wpisane i gdy brakuje nam nieba nad głową, przestrzeni wokół i ziemi pod stopami, jesteśmy nieszczęśliwi, niespokojni, rozdrażnieni i smutni. W każdym razie ja jestem.
Wspominam więc sobie, ale już z bezpiecznej perspektywy złotej jesieni za oknem, szumu lasu za domem i wiewiórek biegających po ogrodzie. Bo jednak zdecydowanie wolę tu.
Tu mi łatwiej znajdować Boga w codzienności.
Tu mi łatwiej znajdować Boga w codzienności.
Nowy Jork na zdjęciach poznam zawsze. Spędzone tam 3 dni wspominam szczególnie, bo to była część podróży mojego życia, spełnieniem marzeń. Mieszkać tam...może i tak, gdybym miała 25 lat:) Teraz denerwują mnie korki w pobliskim 60tys. mieście:) Ale chętnie bywałabym w Nowym Jorku częściej, niż raz na X lat:)
OdpowiedzUsuńTwój post o dotykaniu ziemi - cudowny:) Te zdjęcia... coś pięknego:) A w NYC faktycznie...nie da się zadrzeć nosa aż tak wysoko, żeby dojrzeć szczyty i wierzchołki. To tak, jak z Wielkim Kanionem, na zdjęciach z lotu ptaka prezentuje się cała jego moc, a gdy stanie się 10 m od jego krawędzi, bo na więcej nie pozwalają barierki...czuje się po prostu niedosyt:)
Odwiedziła nas ostatnio siostra z Kazachstanu i opowiadała o tamtejszej przyrodzie, stepach, jeziorach, bezkresach. A na zdjęciach zobaczyłam... Wielki Kanion! Nie wiem, w którym miejscu Kazachstanu, bo kraj to wielki, ale też mają tam swoje czerwone skały, do złudzenia przypominają te zza Oceanu.
UsuńO, Niu Jork :) Nigdy nie byłam i prędzej ciągnie mnie w Góry Skaliste... Ale zdjęcia ładne :)
OdpowiedzUsuńTak, faktycznie na zdjęciach da się wytrzymać :-)
UsuńW Njujorku w sumie tak samo jak u nas w Warszawie tyle że mniej napisów po angielsku i niemieckich samochodów:)
OdpowiedzUsuńA ja wolę Warszawę, nie tylko przez patriotyzm lokalny, ale także dlatego, że nad Warszawą lepiej widać niebo, nie trzeba tak wysoko zadzierać głowy :-)
UsuńNie dałabym rady w takim mieście, Warszawa też dla mnie za duża. Tu, gdzie mieszkam, jest w sam raz.
OdpowiedzUsuńSznur mierniczy wyznaczył mi dział wspaniały i bardzo mi jest miłe to moje dziedzictwo :-) Prawda? On najlepiej wie, czego nam potrzeba do szczęścia. Wystarczy to przyjąć i nie cudować po swojemu.
Usuń