poniedziałek, 2 listopada 2015

Cedry i polne kwiatki

Wczoraj wieczorem pojechaliśmy zgodnie z tradycją odwiedzić rodzinne groby i pomodlić za tych, którzy wyprzedzili nas w drodze do domu Ojca. Tysiące płomyków migocących w ciemności, wśród lasu drzew i krzyży nagrobnych, tworzyły podniosłą atmosferę, którą zdecydowanie wolimy od porannego przepychania się w tłumie, jaki sami niepotrzebnie jeszcze powiększaliśmy przez lata, zanim wpadliśmy na pomysł odwiedzania cmentarza po zmroku. Było uroczyście i tajemniczo, w sam raz na opowieści o minionych pokoleniach tych, którzy odeszli przed nami. 

I na odkrywanie przed naszymi dziećmi kolejnych niezwykłych i chlubnych kart z rodzinnej historii. Na opowieści o pra-pra-prababci Ludwice, która w czasie powstania styczniowego ukryła pod suknią powstańca, gdy wpadł do jej domu uciekając przed kozakami (dzięki Bogu za obfite krynoliny ówczesnych sukien!), a potem nie raz jeszcze pomagała powstańcom, przewożąc ich ukradkiem po lasach i zaopatrując w potrzebne rzeczy. Czy o jej synu, a bracie pra-pradziadka naszych dziewczynek, księdzu Kazimierzu, który zginął śmiercią męczeńską w Oświęcimiu, zakatowany pałkami za spowiedź, której wbrew zakazowi udzielił jednemu ze współwięźniów.



Słuchając tych opowieści, snutych nad ich grobem w półmroku rozświetlanym płomieniami świec, a potem przeglądając album, który stworzyłam ze starych rodzinnych zdjęć i listów dla naszych dzieci, by znały swoje korzenie, pomyślałam sobie z pokorą o tym, jak różne było życie tamtych ludzi od naszego. Jak niezwykłych rzeczy dokonali, jak szlachetne mieli serca, jak wielkim wartościom okazali wierność. I że tak naprawdę mamy w rodzinie świętego księdza, który choć pewnie nigdy nie zostanie wyniesiony na ołtarze, z pewnością jest już w domu Ojca i możemy śmiało prosić go o wstawiennictwo.

Ale też zasmuciłam się trochę, że sama nie dostaję do tej miary, że nie dorastam do takiego dziedzictwa. Gdzież mnie równać się do nich? Oni są jak te lilie, róże i cedry, o których pisała św. Tereska w "Dziejach duszy", a ja mogę co najwyżej mienić się jednym z najskromniejszych polnych kwiatków. Pocieszam się jednak, że "choć spodobało się Mu stworzyć wielkich świętych, których można porównać do lilii i róż, lecz stworzył także tych najmniejszych, którzy winni się zadowolić, że są stokrotkami i fiołkami, przeznaczonymi, by radować oczy dobrego Boga, gdy je skieruje na ziemię." Bo przecież "słońce oświeca równocześnie cedry i każdy mały kwiatek, jak gdyby ten był jedynym na ziemi." 

Więc i ja mam nadzieję, że tam, po drugiej stronie, znajdzie się też miejsce dla nas wszystkich małych polnych kwiatków.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz