wtorek, 28 lipca 2015

Barczewo


Podróżując po Warmii odkryliśmy niedawno ukryte wśród wzgórz, jezior, pól i lasów miasteczko o nazwie Barczewo. Wjeżdżając od strony bardziej, że tak to ujmę, współczesnej, w pierwszym momencie nie zauważyliśmy jego niezwykłej urody – starego, średniowiecznego rynku z pięknymi kościołami i synagogą, maleńkich zaułków, uliczek z parterowymi domami krytymi starą dachówką, a nawet odkrytego w trakcie badań archeologicznych systemu dębowych rynien tworzących podziemną kanalizację. Kolejne ślady życia i pracy ludzi sprzed wieków stawały przed naszymi oczami w miarę, jak zagłębialiśmy się w tkankę tego małego miasteczka, które wydawało się zazdrośnie strzec swoich skarbów przed wzrokiem przejezdnych, skłonne odkryć je dopiero przed tymi, którzy zechcą zatrzymać się w nim na dłuższą chwilę, pospacerować po jego uliczkach, wprawić w ruch wyobraźnię, by odtworzyć i dopowiedzieć to, co przez wieki uległo zniszczeniu i dać się przenieść w świat z innej epoki.









I pomyślałam sobie, że przecież często tak samo jest i z nami – na początek pokazujemy światu taką bardziej „współczesną” twarz, przeznaczoną dla obcych, przechodniów, tych, którzy nie są gotowi poznać nas tak naprawdę. A dopiero potem powoli odkrywamy swoje prawdziwe wnętrze, pełne skarbów gromadzonego latami doświadczenia, naszych przemyśleń, najgłębszych przekonań, tego, co czujemy i w co wierzymy. 

I że trzeba nam się nieustannie pilnować, by nie oceniać ludzi jedynie po tym, co widać na zewnątrz, bo w ten sposób nie tylko skrzywdzimy ich, ale też sami możemy stracić szansę na odkrycie prawdziwych skarbów ukrytych w ich wnętrzu. A przede wszystkim dlatego, że tak właśnie patrzy na nich nasz Ojciec. I dlatego, że tak samo patrzy na nas. I jeszcze dlatego, że skoro On tak patrzy, to my, Jego dzieci, powinniśmy na siebie nawzajem patrzeć w taki sam sposób.  

Zawsze poruszają mnie te słowa o Jezusie zapisane przez Jego ucznia, który chodził z Nim i uważnie Mu się przyglądał: „Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje.” (J 2, 24-25). Coś musiało być uderzające w zachowaniu i postawie Jezusa, że Jan zapisał te słowa, w jakiś sposób wydał mu się inny. Widocznie ta powściągliwość w ocenianiu innych i wypowiadaniu sądów odróżniała Go od Jego współczesnych.

Obyśmy i my, nad którymi zostało wypowiedziane Jego imię, byli tak samo inni. Oby nasze oczy także patrzyły głębiej, dalej, uważniej. Obyśmy w ten sposób okazali się prawdziwie dziećmi naszego Ojca.

„Nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg,
bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu,
Pan natomiast patrzy na serce.”
(1 Sm 16, 7b)

 

 

wtorek, 21 lipca 2015

Wichrowe wzgórza

Jakiś czas temu pisałam o męskim świecie, który fascynuje mnie, choć nie zawsze go rozumiem. Wczoraj kolejny raz miałam okazję przekonać się, że serce mojego mężczyzny jest naprawdę dzikie, jak pisze John Eldredge. Która z nas, kobiet, wybrałaby się (dobrowolnie!), żeby biec kilkanaście kilometrów polnymi drogami, przez wichrowe wzgórza, pod burzowym niebem, które wzbierało deszczem, by w końcu rzucić się w dół błyskawicami?


Pewnie i nam się to czasem zdarza, w nas też tkwi jakaś dzikość serca, my także kochamy przestrzeń, zmaganie się z wichrem i samym sobą - ale przecież nie robimy tego co drugi dzień! A oni to potrafią i czerpią z tego niebywała satysfakcję. To w naszych mężczyznach tkwi ta ogromna tęsknota za prawdziwym wyzwaniem, za walką do ostatniego tchu, za ciągłym sprawdzaniem siebie i nieustannym podnoszeniem poprzeczki. 

I cieszę się ogromnie, że nasze córki mają takiego właśnie mężczyznę za ojca.

Że mają w nim wzór człowieka, który się nie poddaje, który doprowadza do końca to, co rozpoczął, który pozostaje wierny swoim zasadom. Który nie schodzi z trasy przed końcem przy byle burzy, nie boi się nawet wichury. Nie znajduje sobie wymówek, ale wbrew niesprzyjającym okolicznościom biegnie dalej, aby osiągnąć wyznaczony cel.

Bo wierzę, że mężczyzna, który potrafi być wierny w małych rzeczach, będzie też wierny w wielkich (por. Łk 16, 10). Że nie zrezygnuje, nie podda się w obliczu przeciwności, ale ukończy bieg przez swoje wichrowe wzgórza. Przecież dlatego został obdarzony takimi właśnie cechami - męstwem, wytrwałością, gotowością do podejmowania wyzwań, siłą woli. I wierzę, że kiedyś, na końcu życia, będzie mógł powiedzieć za św. Pawłem: "W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem" (2 Tm 4, 7).

I że po swoim ojcu ten bieg podejmą nasze córki.








niedziela, 12 lipca 2015

Co pamiętają dzieci

Kiedy w ten weekend wracaliśmy z tygodniowych rekolekcji, na których byliśmy całą rodziną wraz z grupą znajomych i przyjaciół, rozmawialiśmy o tym wszystkim, czego doświadczyliśmy, co widzieliśmy, o wspólnej modlitwie i nauczaniach. Każdy z nas przeżył ten czas inaczej, w każdym pozostaną inne wspomnienia. I nagle dołączyła się do rozmowy nasza najmłodsza królewna, mały dwulatek, który większość czasu przebrykał na placu zabaw, dołączając do nas podczas codziennych Mszy świętych i wieczornego uwielbienia. Okazało się, że ona też ma swoje wspomnienia. Popatrzyła na mnie z uśmiechem w oczach i powiedziała: "Jezus jest w moim sercu, tak mamusiu? Jezus w moim sercu." Takie były słowa pieśni, którą śpiewaliśmy, gdy trzymałam ją na rękach, z główką wtuloną w moją szyję i sercem przy moim sercu. Pomyślałam wtedy, że ona przeżyła te rekolekcje najlepiej, jak to możliwe. I że to wspomnienie będzie kolejnym błogosławieństwem w jej życiu, kolejnym dotknięciem Ojca, który pozwala jej sercu rozpoznać swoją obecność, bo do tego właśnie zostało stworzone - by rozpoznawać ukrytą w nim wieczność:

Głębia przyzywa głębię hukiem Twych potoków.
(Ps 42,8)