niedziela, 28 czerwca 2015

Dotyk ziemi

Pierwszy weekend wakacji, wypad za miasto z przyjaciółką. Miejscowi ludzie pewnie z politowaniem kiwali głowami, kiedy łaziłyśmy po krzaczorach i przedzierałyśmy się przez pokrzywy, żeby zrobić zdjęcie kolejnej trawce czy polnemu kwiatkowi, ale po prostu nie sposób było powstrzymać ręki z aparatem. Każdy widok wywoływał we mnie zachwyt - najprostsze rzeczy: dojrzewające kłosy zbóż, krowy pasące się nad rzeką, ślady kół traktora na piaszczystej drodze, stado gołębi krążące nad głową...


Jak bardzo potrzeba nam bliskości ziemi, jej dotyku. Jak bardzo sycą oczy rzeczy najprostsze, codzienne. Zachwycają serce, a jednocześnie pozwalają odpocząć, dają poczucie bezpieczeństwa, przynależności. Oto moje miejsce na ziemi. Pięknie tu. Nie chciałabym urodzić się nigdzie indziej.

Pochwalony bądź, mój Panie, przez matkę naszą Ziemię,
która nas żywi i utrzymuje,
wydając wszelki owoc, barwne kwiaty i zioła.

Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Wiatr
i przez powietrze, słotę, spiekotę i każdą pogodę,
którymi wspierasz wszystkie Twe stworzenia.

Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Wodę,
która jest bardzo użyteczna, i pokorna, i czysta.

Chwalcie i błogosławcie mojego Pana i dzięki mu składajcie,
służcie mu w wielkiej pokorze.

(Z Pieśni słonecznej św. Franciszka)







czwartek, 18 czerwca 2015

Podchorążówka

A ja tam sobie myślę, że nie jest źle z tą dzisiejszą młodzieżą... Jeszcze nie zginęła wśród nich wrażliwość na sztukę i piękno, jeszcze jest komu przekazywać dziedzictwo kultury Starego Kontynentu. Wciąż jeszcze są młodzi ludzie, którym nie szkoda czasu i wysiłku na żmudne ćwiczenia i ciężką pracę, by opanować trudną sztukę gry na instrumencie i zagrać najpiękniej, jak to możliwe, przywołując utwory klasyków, które zachwycają kolejne pokolenia słuchaczy. By wspinać się coraz wyżej i zdobywać coraz trudniejsze muzyczne szczyty, by wyrażać to, co w człowieku najpiękniejsze, co najbardziej świadczy o jego wielkości.

Koncert dyplomowy, Sala Podchorążówki, 17 czerwca 2015 r.







poniedziałek, 15 czerwca 2015

Czwarty wymiar

W miniony weekend zastosowaliśmy zasadę "mnożenia przez dzielenie" - wiadomo bowiem, że choć miłości nie da się podzielić i każde z dzieci kocha się najbardziej, czwarty wymiar naszej rzeczywistości nie poddaje się tej logice tak łatwo. O ile można każdemu dziecku dać całą swoją miłość, nie da się - niestety, niestety! - dać każdemu z dzieci całego swojego czasu. Dlatego postanowiliśmy podejść ów czwarty wymiar znienacka od tyłu i pomnożyć go przez dzielenie - dwie starsze królewny pojechały z tatą na biwak, a w tym samym czasie dwie młodsze zostały z mamą. I tym sposobem udało nam się wspólnie przeżyć dwa razy więcej! W pewnym sensie byliśmy przecież i na Mazurach:


i leniuchowaliśmy we własnym ogrodzie:



Dzięki temu prostemu zabiegowi mieliśmy czas po swojej stronie - płynął niespiesznie, byśmy mogli pobyć ze sobą, porozmawiać, nagromadzić wspomnień. Dostosować plan dnia do potrzeb każdej z królewien, aby żadna nie czuła się pominięta, aby każdą z nich był czas ukochać i utulić. Usłyszeć wszystkie ważne pytania i spróbować na nie odpowiedzieć. A nie jest to proste! Karolinka zapytała mnie na przykład, jak to jest, że Pan Bóg nie ma początku, że istniał zawsze. Pytanie stare jak świat - co było zanim nasz świat powstał? A przecież każdy myślący człowiek musi się z nim kiedyś zmierzyć. Odpowiedziałam jej, jak potrafiłam (czyli właściwie tłumacząc nieznane przez niezrozumiałe...), na razie wystarczyło. Może kiedyś będzie chciała podrążyć głębiej.

A tymczasem mnie samej przypomniało się moje własne pytanie - jak to możliwe, że nasz Ojciec znajduje czas dla każdego ze swoich dzieci? Przecież jest nas i było w sumie tyle miliardów! A mam twarde dowody na to, że On naprawdę słyszy moje modlitwy, i to w czasie rzeczywistym. Gdy próbuję sobie wyobrazić, jak to jest słyszeć nas wszystkich jednocześnie, zaczyna mi się kręcić w głowie... Lituję się więc nad swoim ograniczonym rozumkiem i daję mu spokój. Wiem, że i tak tego nie pojmę, bo przecież nasz Bóg istnieje poza czasem: "Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień" (2P 3, 8). A my, zamknięci w czasoprzestrzeni, nie zrozumiemy tej perspektywy.

A może jest i tak, że Bóg specjalnie dał nam ten czwarty wymiar, aby możliwe było nasze jednoczesne (według naszego pojmowania) i całkowicie indywidualne i unikalne (z Jego perspektywy) doświadczanie spotkania z Nim i Jego obecności? Najważniejsze przecież, że On zawsze ma dla nas czas. I choćby pomimo wszystkich naszych sprytnych wybiegów i "mnożenia przez dzielenie" nie udawało nam się zawsze znajdować tyle czasu dla naszych dzieci, ile go potrzebują i ile chcielibyśmy mieć dla każdego z nich, Jemu nigdy nie zabraknie czasu, ani dla nas, ani dla nich. On żadnego z nas nie pominie i o żadnym nigdy nie zapomni:

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, 
ta, która kocha syna swego łona? 
A nawet, gdyby ona zapomniała, 
Ja nie zapomnę o tobie.
(Iz 49, 15)





niedziela, 7 czerwca 2015

Najbardziej

Przy okazji Dnia Dziecka myślałam sobie ostatnio o naszych królewnach. O tym jak niesłychanym są darem, bezcennym.

Myślałam o Marcie, niezwykle utalentowanej muzycznie, której gra na flecie i na pianinie porusza mnie głęboko, do łez. Która kocha piękno i porządek, a ma w sobie taką wewnętrzną harmonię, że wokół niej porządek zawsze panuje, a jeśli nie, to szybko sam przywołuje się do porządku :-) Pewnie dlatego, że jej miłością jest muzyka, oparta na naturalnej harmonii wpisanej w świat przez Stwórcę. Jest odpowiedzialna, można jej powierzać ważne zadania i mieć pewność, że się z nich wywiąże. Wciąż snuje plany o tym, jak można by zmienić świat na lepsze. Kiedy na nią patrzę, wiem, że Ojciec ma wobec niej wielkie marzenia i obdarował ją wszystkim, co będzie jej potrzebne do ich zrealizowania. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.

Myślałam też o Basi, zwanej w rodzinie Pocahontas - zawsze z rozwianym włosem, stającej do wyścigów z wiatrem, odważnej, kochającej ryzyko. To dlatego uwielbia najtrudniejsze trasy w parku linowym, górskie stoki, po których można zjeżdżać najszybciej, ogromne fale, które pozwalają doświadczyć potęgi morza. Ma znakomitą rękę do rysunku, jej szkicownik jest pełen świetnych prac. Kocha akrobatykę i ciągłe przekraczanie własnych granic. W jej serce wpisana jest przestrzeń i wolność. Wiem, że będzie szła przez życie z podniesioną głową i nie da się wziąć w niewolę powszechnie panujących, jedynie poprawnych opcji. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.

Gdy myślę o Karolince, zdumiewa mnie potencjał ukrytych w niej możliwości. Błyskawicznie nauczyła się czytać i dziś połyka książki przeznaczone dla starszych od siebie dzieci. Jest szybka i zwinna, potrafi podejść od tyłu niezauważona, skradając się jak Indianka, by znienacka kogoś przytulić. Ciekawa świata, chce próbować swoich sił w grze na pianinie, rysunku, gimnastyce artystycznej. Wciąż odkrywa swoje talenty, ku naszej radości. Ma silny charakter i obdarowanie lidera, wokół którego gromadzą się inni. Wierzę, że dobrze je wykorzysta, by przyprowadzać do Ojca swoje siostry i braci na całym świecie. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.

I Agnieszka, stojąca dziś na progu życia i wszystkiego, co przygotował dla niej Ojciec. Ma zaledwie dwa latka, a już mówi pełnymi zdaniami, odważnie podejmując wyzwanie, jakie stawiają jej tajniki koniugacji i deklinacji. Ma łagodne, radosne usposobienie, nie płacze bez powodu, potrafi zrozumieć i uszanować granice stawiane przez dorosłych - choć oczywiście nie bez dawki dziecięcej przekory :-). Kocha tańczyć, gdy najstarsza siostra gra na pianinie. Uwielbia rodzinne wyprawy rowerowe, a na placach zabaw wybiera najwyższe huśtawki i najbardziej kręcone zjeżdżalnie. Wierzę, że przejdzie przez życie odważnie i radośnie, spełniając marzenia swojego Ojca. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.


"Popatrzcie jaką miłością obdarzył nas Ojciec. 
On nazwał nas swymi dziećmi 
i rzeczywiście nimi jesteśmy." 
(1 J 3,1)

A każdego z nas kocha najbardziej.