poniedziałek, 18 stycznia 2016

Skazani na sukces

Ponieważ w ostatnim czasie z większym niż zwykle zaangażowaniem oddajemy się rodzinnej rozrywce w postaci gier planszowych, postanowiłam wprowadzić młodszą część potomstwa na wyższy poziom szlachetnej rywalizacji - zaproponowałam grę bez dawania forów młodszym. Uznałam, że nadszedł czas na to, by stawiły czoła regułom gry bez taryfy ulgowej - w domyśle oczywiście mając na uwadze rodzicielski obowiązek uświadomienia dzieciom, że świat nie kieruje się zasadniczo współczuciem dla słabszych, ale dąży do swoich celów niekiedy dość bezwzględnie i potrafi mocno człowieka przeczołgać. A i wtedy trzeba się cieszyć, gdy przeczołguje zgodnie z zasadami gry, bo nawet na to nie zawsze można liczyć.

Szło nieźle do pierwszej boleśniejszej porażki, ale nawet wtedy obyło się zasadniczo bez łez.  No jakiś mały foszek się przydarzył, ale potraktujmy to jak wypadek przy pracy czy drobny błąd w sztuce. Przy okazji sama również uświadomiłam sobie, że choć niby człowiek starszy, a więc i niby mądrzejszy być powinien i bardziej zaprawiony w walce, przegrywanie z klasą bywa faktycznie umiejętnością, która wymaga siły i dojrzałości charakteru.


Naszła mnie przy tym refleksja na temat tego, skąd w nas to wewnętrzne nastawienie na sukces? Czemu właściwie spodziewamy się wygrać? W końcu wedle zasad prawdopodobieństwa szanse nie są aż takie wielkie, szczególnie, że stajemy w szranki z godnymi przeciwnikami. A jednak każde dziecko naturalnie i mocno wierzy, że mu się uda, że da radę, że jest w stanie pokonać nawet starszych i bardziej doświadczonych. Przecież bez tego nastawienia nie stawałoby w ogóle do rywalizacji. A wypieki na twarzy dowodzą, z jakim zaangażowaniem i wiarą we własne możliwości dzieci podchodzą do tematu.

O tym, że wiara ta czasem ociera się wręcz o absurd, świadczy jedno z moich wspomnień z dzieciństwa. Pamiętam, jak oglądaliśmy razem igrzyska olimpijskie, gdy miałam może siedem czy osiem lat, i to jak dziwiłam się wtedy dorosłym, że tak się emocjonują pobiciem rekordu świata w sprincie na 100 metrów. Z mojej, dziecięcej perspektywy, cała sprawa była przereklamowana - po pierwsze ci panowie na bieżni wcale nie biegli tak szybko, a po drugie gdyby mnie pozwolili wystartować, z pewnością pobiegłabym szybciej.

Zastanawiam się, czy każdy z nas rodzi się z takim ładunkiem wiary w siebie? Czy też jest to raczej potencjał, który wypełnia się dopiero - lub nie - w zależności od tego, ile miłości, wsparcia i afirmacji otrzymamy od rodziny i otoczenia, w którym się wychowujemy? Być może nie da się tego do końca rozsądzić, nikt z nas nie będzie przecież eksperymentować na własnych latoroślach, żeby się tego dowiedzieć. Najważniejszy wniosek jest chyba taki, że trzeba to przekonanie o własnych możliwościach mądrze w nich pielęgnować, trochę czasem przycinać, by uczyć je realizmu i nie pozwolić tym wyobrażeniom o sobie zbytnio wybujać, ale z całą pewnością nie odbierać im wiary w siebie. 

Ostatecznie przecież niezależnie od wszelkich naszych porażek i przegranych, jesteśmy poniekąd skazani na sukces - już teraz stoimy po wygranej stronie, po stronie światłości, a oczekując na powrót prawowitego Króla i władcy całej rzeczywistości, już teraz "chlubimy się nadzieją chwały" (Rz 5,2): 

I będą oglądać Jego oblicze, 
a imię Jego - na ich czołach. 
I odtąd już nocy nie będzie. 
A nie potrzeba im światła lampy 
i światła słońca, 
bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi 
i będą królować na wieki wieków.
(Ap 22,4)

Więc może to wpisane w nas wspomnienie tego, kim mieliśmy być i przeczucie tego, do czego jesteśmy przeznaczeni sprawia, że do samego końca, wbrew wszystkim przeciwnościom, czasem wbrew rozsądkowi i do ostatniego tchu - nigdy nie tracimy nadziei.



[Na zdjęciach gra w Qwirkle - gorąco polecamy!)





4 komentarze:

  1. Ach te quirkle w białogórskim ogrodzie... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak, tego się nie zapomina... :-) Bierzemy w góry!

      Usuń
  2. A gdzie można kupić, Gosiu? Gra wygląda świetnie i, co najważniejsze, nie jest (chyba) strategiczna? ;0)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, Kasiu, że już nie pamiętam, gdzie kupiona... Na pewno da się znaleźć w internecie. Tylko uwaga: zawartość pudełka może być silnie uzależniająca!

      Usuń