Myślałam o Marcie, niezwykle utalentowanej muzycznie, której gra na flecie i na pianinie porusza mnie głęboko, do łez. Która kocha piękno i porządek, a ma w sobie taką wewnętrzną harmonię, że wokół niej porządek zawsze panuje, a jeśli nie, to szybko sam przywołuje się do porządku :-) Pewnie dlatego, że jej miłością jest muzyka, oparta na naturalnej harmonii wpisanej w świat przez Stwórcę. Jest odpowiedzialna, można jej powierzać ważne zadania i mieć pewność, że się z nich wywiąże. Wciąż snuje plany o tym, jak można by zmienić świat na lepsze. Kiedy na nią patrzę, wiem, że Ojciec ma wobec niej wielkie marzenia i obdarował ją wszystkim, co będzie jej potrzebne do ich zrealizowania. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.
Myślałam też o Basi, zwanej w rodzinie Pocahontas - zawsze z rozwianym włosem, stającej do wyścigów z wiatrem, odważnej, kochającej ryzyko. To dlatego uwielbia najtrudniejsze trasy w parku linowym, górskie stoki, po których można zjeżdżać najszybciej, ogromne fale, które pozwalają doświadczyć potęgi morza. Ma znakomitą rękę do rysunku, jej szkicownik jest pełen świetnych prac. Kocha akrobatykę i ciągłe przekraczanie własnych granic. W jej serce wpisana jest przestrzeń i wolność. Wiem, że będzie szła przez życie z podniesioną głową i nie da się wziąć w niewolę powszechnie panujących, jedynie poprawnych opcji. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.
Gdy myślę o Karolince, zdumiewa mnie potencjał ukrytych w niej możliwości. Błyskawicznie nauczyła się czytać i dziś połyka książki przeznaczone dla starszych od siebie dzieci. Jest szybka i zwinna, potrafi podejść od tyłu niezauważona, skradając się jak Indianka, by znienacka kogoś przytulić. Ciekawa świata, chce próbować swoich sił w grze na pianinie, rysunku, gimnastyce artystycznej. Wciąż odkrywa swoje talenty, ku naszej radości. Ma silny charakter i obdarowanie lidera, wokół którego gromadzą się inni. Wierzę, że dobrze je wykorzysta, by przyprowadzać do Ojca swoje siostry i braci na całym świecie. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.
I Agnieszka, stojąca dziś na progu życia i wszystkiego, co przygotował dla niej Ojciec. Ma zaledwie dwa latka, a już mówi pełnymi zdaniami, odważnie podejmując wyzwanie, jakie stawiają jej tajniki koniugacji i deklinacji. Ma łagodne, radosne usposobienie, nie płacze bez powodu, potrafi zrozumieć i uszanować granice stawiane przez dorosłych - choć oczywiście nie bez dawki dziecięcej przekory :-). Kocha tańczyć, gdy najstarsza siostra gra na pianinie. Uwielbia rodzinne wyprawy rowerowe, a na placach zabaw wybiera najwyższe huśtawki i najbardziej kręcone zjeżdżalnie. Wierzę, że przejdzie przez życie odważnie i radośnie, spełniając marzenia swojego Ojca. Jest zachwycająca. To ją kocham najbardziej.
"Popatrzcie jaką miłością obdarzył nas Ojciec.
On nazwał nas swymi dziećmi
i rzeczywiście nimi jesteśmy."
(1 J 3,1)
A każdego z nas kocha najbardziej.
Gosiu, twój piękny wpis przypomniał mi ten piękny wieczór w Lanckoronie, sto lat temu w 1996 roku...Neal był wtedy po raz pierwszy z Janet w Polsce...i ta jego opowieść o tym z synów, którego kocha najbardziej. To była cezura w moim życiu.
OdpowiedzUsuńWe mnie też ta prawda rezonuje do dziś. Wiele zmieniła w moim patrzeniu i rozumieniu. Dlatego przekazuję ją dalej.
Usuń