Vittorio Messori, "Dlaczego wierzę. Życie jako dowód wiary"
Wróciłam właśnie do przeczytanej już dawno temu książki-wywiadu z Vittorio Messorim. Moja historia jest co prawda nieco inna, niż jego... a jednak pod wieloma względami podobna. Tak jak on, mam za sobą doświadczenie spotkania, którego najlepszym podsumowaniem jest fragment z Księgi Powtórzonego Prawa, do którego ciągle wracam: "Znalazł go na ziemi pustynnej, na odludziu, gdzie brzmiały tylko dzikie głosy. Opiekował się nimi i pouczał, strzegł jak źrenicy oka. Jak orzeł, który krąży nad gniazdem, by z niego wywabić swe pisklęta. I bierze je na skrzydła rozpostarte, niosąc je na samym sobie" (Pwt 32, 10 - 12a).
To On sam pierwszy nas znajduje i otwiera nasze oczy na prawdziwy obraz rzeczywistości. Zabiera nas wysoko, w górę, byśmy mogli przez chwilę popatrzeć na nasze życie z innej perspektywy. Uświadomić sobie, że nasza mała historia jest częścią wielkiej opowieści, zobaczyć ją we właściwym kontekście, który nadaje jej znaczenie. A potem z powrotem stawia nas na ziemi, żebyśmy sami mogli wybrać, czy chcemy wymazać z pamięci i świadomości to, co zobaczyliśmy, czy też uczynić to punktem odniesienia dla naszego życia. Oto poznałeś prawdę. Co wobec niej zrobisz?
I choć mowa jest o wyborze, tak naprawdę, jeśli człowiek uczciwie stawia sprawę, po prostu nie da się wybrać inaczej.
Myślałam sobie niedawno, że chyba właśnie taki jest sens naszego życia - to czas dany nam na podjęcie decyzji. Z jednej strony ta najgłębsza rzeczywistość, którą przeczuwamy, za którą tęsknimy i której czasem dane nam jest doświadczyć - z drugiej świat, który wdzięczy się do nas i składa całe mnóstwo obietnic natychmiastowego zaspokojenia tych pragnień i tęsknot. Ta możliwość wyboru definiuje ogrom wolności, jaką zostaliśmy obdarzeni. On nie może więc zdecydować za nas, inaczej ta decyzja nie byłaby naszą. A przecież bylibyśmy "skończonymi osłami", gdybyśmy wybrali cokolwiek poza Nim.
Chrześcijaństwo jest dla mnie jedyną ostoją rozumu i zdroworozsądkowego myślenia w dzisiejszym świecie. Tylko tu człowiek pozostaje sobą, jest prawdziwy, a rzeczywistość postrzegana jest całościowo, bez redukowania jej do jednego tylko czy dwóch wymiarów, bez zniekształceń i zafałszowań. To miejsce, w którym człowiek uczciwie staje wobec siebie i świata, bez fanatyzmu, ideologii i różnych mniej lub bardziej infantylnych pomysłów na wyjaśnienie tajemnicy, jaką jest życie.
A jednak nie starczyłoby nam pewnie determinacji, żeby wybrać prawdę dla niej samej. Dlatego On pociąga nas "ludzkimi więzami, a są to więzy miłości" (por. Oz 11, 4). Nie byłoby chrześcijaństwa bez spotkania, od którego wszystko się zaczyna.
I to właśnie ze względu na nie - tu stoję, inaczej nie mogę.
Parafrazując tytuł postu oraz pewne filozoficzne powiedzenie z rozprawy Kartezjusza napiszę: wierzę więc żyję, inaczej nie mogę
OdpowiedzUsuńSławek
Dokładnie. Życie bez wiary to jedynie pusta egzystencja, pozbawiona głębi, smaku i koloru, punktów odniesienia i celu. Nie chcę tak żyć. Nie mogę.
Usuń