poniedziałek, 2 lutego 2015

Powrót

Pierwszy dzień po feriach. Mój powrót do codzienności zaczął się od niespodzianki - zupełnie zapomniałam, że dziś Święto Ofiarowania Pańskiego! Kiedy zajechałam jak co dzień pod kościół, ze zdziwieniem odnotowałam ilość samochodów znacznie przekraczającą naszą codzienną parafialną normę, a na dodatek ciągnący do kościoła sznurek wiernych ze świecami w dłoniach. Trochę się zawstydziłam, bo sama stałam z pustymi rękami... Ale za to było pięknie i uroczyście, z procesją jak trzeba i mądrym, biblijnym kazaniem.

Trochę się ociągając zasiadłam następnie do pracy. Nie było łatwo, bo w oczach miałam jeszcze wczorajsze widoki z naszego krótkiego spaceru po praskiej starówce...



Mimo to początkowo praca szła nawet nieźle, bo przekładam właśnie tekst dość nietypowy jak na tłumacza przysięgłego. Oto kilka wyjątków: "Tekst jest rubrowany, uzupełniany czerwonymi inicjałami. Pisany był zapewne przez jednego skryptora, o czym świadczy dukt pisma tzw. „jednej ręki”. Zachowana na kartach kodeksu obfita glosa marginalna kilkunastu rąk (...) poświadcza, że był on studiowany". Albo tak: "Księga została oprawiona w pergaminową kartę rękopiśmienną z dobrze zachowanym zapisem neumy gotyckiej na czterolinii". Więcej nie przytoczę, żeby nie naruszać praw autorskich, ale ogólnie rzecz biorąc wciągnęłam się w świat pergaminów, rękopisów, kolegiów, skryptoriów, chłopów-bibliofilów, kasztelanów, ksieni i podprzeorów. I rozmarzyłam, jakby to mogło być, gdybym była takim sobie skryptorem...

Czas mijał więc szybko i ciekawie, ale gdy późnym popołudniem wróciłam jeszcze na chwilę do komputera, tym razem do zgoła innego tekstu traktującego o przepisach antykorupcyjnych, ogarnęło mnie potężne znużenie graniczące z rezygnacją... Na szczęście na ratunek przybył mój ci on i zaproponował, że przywiezie wiktuały na kolację. Właściwie nie mam w zwyczaju jadać wieczorem, ale tym razem postanowiłam zrobić wyjątek. W końcu dobra kolacja nie jest zła! Dość mnie to podniosło na duchu, więc żeby podtrzymać dobry nastrój wstawiłam dwa prania - to mój niezawodny sposób na wszelkie smutki. A teraz już pranie wisi na suszarce, dzieci w łóżkach - no, prawie wszystkie... Pora spać. Pierwszy dzień po urlopie za nami, jutro kolejny, już będzie trochę z górki.

A zatem dobranoc! Marzeń na jutro trzeba namarzyć...




2 komentarze:

  1. Właśnie po to jest mójcion aby podtrzymał w momencie zachwiania :) a rukola z grzanką to już prawdziwy akt miłosierdzia:)) i panaceum na smutki.

    OdpowiedzUsuń