Pierwszy dzień Wielkiego Postu zawsze sprawia, że wracam do czasu dzieciństwa, któremu towarzyszył ogromny zapał w podejmowaniu postanowień. Jak mała dziewczynka, znów wierzę, że uda mi się zostawić za plecami cały świat w biegu do nieba... Stawiam więc znów stopy w blokach startowych i "pędzę ku wyznaczonej mecie" (Flp 3, 14). I wielkim pocieszeniem jest dla mnie jedno z moich ulubionych słów z listów św. Pawła, który ma nadzieję, że "dojdzie jakoś" (Flp 3, 11) do tej mety. To nie jest bieg tylko dla olimpijczyków, zaproszeni są wszyscy, ja też. Więc jakoś powinno się udać. A po drodze będzie czym się karmić, więc o to, że zabraknie mi sił, mogę się nie martwić.
Prawda jest taka, że wszystko inne to strata czasu. Nie da nam ani szczęścia, ani spełnienia, ani pokoju. Zaczynam więc od początku, jak mówią Anglicy: "first things first". Popiół na głowie i psalm pokutny - oto uczciwy początek każdego nowego biegu i najlepszy blok startowy. Jak daleko uda mi się dobiec przez te czterdzieści dni? To właściwie sprawa drugorzędna, nie mnie oceniać. Byle do przodu!
Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem,
ze względu na Chrystusa uznałem za stratę
(...) w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci,
dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych.
Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym,
lecz pędzę, abym też to zdobył,
bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa.
(Flp 3, 7.10-11)
Ja idę tędy: http://www.langustanapalmie.pl/mleko-i-miod
OdpowiedzUsuńTo ta sama droga, z tą samą Księgą.
Dojdziemy - nie naszą mocą i siłą - dojdziemy.
Jestem tego pewna:)
Dzięki, zajrzę na pewno!
UsuńTo do zobaczenia u celu :-)