Czasem warto uważnie się w nich przejrzeć.
Pamiętam, jak kiedyś postanowiliśmy sprawić dzieciom wspaniałe wakacje. Byliśmy wtedy i nad morzem, i w górach, i w Polsce, i za granicą. Mnóstwo wrażeń, wspomnień, ciekawych miejsc, ludzi, nawet pogoda nam sprzyjała - co nad polskim morzem nie jest wcale takie oczywiste... Jednym słowem, wakacje naprawdę udane, pokazaliśmy dzieciom kawałek świata, więc zadowoleni wróciliśmy do domu. Po rozpoczęciu roku szkolnego pani poprosiła, żeby każde dziecko opisało jeden dzień wakacji, który najbardziej zapadł mu w pamięć, ten, który był najlepszy. Z ciekawością zerknęłam więc do zeszytu Marty... by ku swojemu zdumieniu przeczytać, że spośród tych wszystkich wyjazdów, zwiedzanych miejsc i zagranicznych podróży - najbardziej podobał jej się wieczór uwielbienia podczas rekolekcji, kiedy mogła modlić się i grać razem z nami.
To był jeden z tych pierwszych razów, kiedy uświadomiłam sobie, jak głęboko dzieci odczuwają rzeczywistość. Że nic ich nie obchodzą nasze dorosłe priorytety i hierarchie ważności, a kiedy nie mają one sensu, potrafią zburzyć je jednym słowem. Że to, co nam się wydaje takie atrakcyjne - bo przecież cały świat za tym pędzi, twierdząc, że to właśnie jest szczęście - dla nich bywa bezwartościowe. I słusznie, bo ich serca wybierają to, co jest prawdziwe, co pozwala doświadczyć najgłębszej rzeczywistości, co dotyka najmocniej.
I tak sobie myślę, że trzeba nam naprawdę żyć z szeroko otwartymi oczami i sercem. Każdy dzień się liczy, bo to z pojedynczych dni budujemy nasze życie. Jak kawałki układanki, które dodajemy jeden do drugiego - każde dobre słowo, wspólna modlitwa, każda chwila, gdy dzieci widzą nas, jak rozmawiamy sam na sam z Bogiem, każda mądra książka czy film, które są okazją do głębokich rozmów - mogą się kiedyś ułożyć w piękną, harmonijną, dobrze zaprojektowaną całość w sercach naszych dzieci.
Budujemy teraz z Basią, naszą drugą z kolei królewną, model cerkwi w Petersburgu. Będzie piękny! Ale to dopiero początek, przed nami jeszcze dużo pracy, więc trzeba dobrze rozłożyć siły. Nie porywać się na postawienie całej budowli w jeden dzień, za jednym razem. Dać sobie czas na doszlifowanie wszystkich powierzchni, dokładne połączenie najmniejszych kawałków.
Czasem te najmniejsze rzeczy mają największe znaczenie - bo w nich kryje się prawda o tym, do czego tak naprawdę dążymy, na czym nam zależy, w co inwestujemy czas i siły.
Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.
(Mt 6, 21).
(Mt 6, 21).
To właśnie codzienność, te najmniejsze elementy układanki, pokazują, gdzie jest nasze serce. I myślę sobie, że w wychowaniu naszych dzieci nie chodzi o wielkie, jednorazowe akcje, trochę czasem na pokaz, albo dla nadrobienia zaległości, czy zagłuszenia - skądinąd bywa, że słusznych - wyrzutów rodzicielskiego sumienia... Dla nich liczy się przede wszystkim ten dzień, który jest teraz, to on jest papierkiem lakmusowym naszych słów i deklaracji. To w nim objawia się prawda o nas i odbija się w oczach naszych dzieci jak w lustrze.
I dlatego wierzę mocno, że gdy będziemy na co dzień żyć mądrze, intensywnie, prawdziwie, autentycznie... wszystkie te elementy naszej układanki dopasują się do siebie, każdy znajdzie się kiedyś na swoim miejscu, by wesprzeć całą budowlę, która pnie się do góry. Każdy dzień jest szansą, by doświadczyć tego prawdziwego, najgłębszego wymiaru rzeczywistości - i móc zaprowadzić tam także nasze dzieci.
A one być może kiedyś poprowadzą nas jeszcze dalej.
Bardzo to ładnie ujęłaś, Gosiu. A model cerkwi jest fantastyczny!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu, że tu zaglądasz i zostawiasz zawsze dobre słowo, a rozdajesz je hojnie i nie skąpisz :-)
Usuń