piątek, 17 kwietnia 2015

Nasz świat

Przeglądając niedawno różne lifestylowe blogi zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo nie doceniamy faktu, że na etapie dojrzewania i określania swojej tożsamości nastolatki potrzebują wzorców do naśladowania. A przepastne przestrzenie wirtualnego świata zarzucają je mnóstwem gotowych propozycji i rozwiązań. Stąd się przecież bierze niesłychana wręcz popularność blogów czy kanałów na YouTube, z których można się dowiedzieć w najdrobniejszych szczegółach, jak ktoś żyje i podpatrzyć jego codzienność: co nosi w torebce, co trzyma w szufladzie, jakich kosmetyków używa, czego słucha, co czyta, co je, co pije, jakie kupił ostatnio skarpetki... I młode dziewczyny (bo chyba szczególnie ich to dotyczy, ale może się mylę, nie wiem, mam akurat w domu same panny) bardziej lub mniej świadomie traktują te informacje jak wytyczne, jak wzorzec, jak odpowiedź na dręczące je pytania o to, jak żyć.

W słowach zachwytu, jakimi kilkunastoletnie czytelniczki obdarzają niewiele od siebie starsze "trend setterki", brzmi niekiedy echo tak ogromnego zagubienia, że na samą myśl o nich ogarnia mnie smutek. I lęk... Że takich zagubionych dzieciaków jest więcej. Że nikt im nie pokazał, gdzie szukać prawdy, wartości, inspiracji, wzorów do naśladowania. Że tak dalece nie wiedzą, gdzie znaleźć kierunek, że pójdą za kimkolwiek, byle się nie błąkać.

Wszędzie wokół młodzi ludzie słyszą dziś: "Bądź sobą", "Wyraź siebie", "Znajdź swój styl", "Realizuj swoje marzenia". I jednocześnie odbiera im się wszystkie autorytety i punkty odniesienia. A oni rozpaczliwie ich potrzebują, żeby mieć się na czym oprzeć. Jeśli nie mają pojęcia, kim są i jaka jest ich tożsamość, ani nawet w odniesieniu do czego mają ją określać, to chwytają się każdego skrawka nadziei, jak tonący, który z rozpaczy chwyci nawet brzytwę...

I pomyślałam o tym, jak bardzo trzeba nam zawalczyć o to, żeby nasze dzieci miały solidne, wyraźne punkty odniesienia. Od których wyjdą, by dojść być może znacznie dalej, niż my. I być może gdzie indziej, niż myślimy. Musimy jednak dać im szansę zobaczyć inną perspektywę. Żeby wiedziały, że mają wybór - nie muszą wybierać "jedynie słusznej opcji" zdefiniowanej przez współczesny świat. Że mogą wybrać większe wartości, niż mdła i jedynie poprawna "tolerancja", bylejaka "różnorodność", pusta idea "postępu", odrzucenie i dekonstrukcja wszelkich systemów wartości w imię... właściwie nie bardzo wiadomo czego, chyba jakiejś dziwacznie pojmowanej "wolności" albo "prawa do własnego szczęścia".

I że nie wolno nam oddawać naszego świata walkoverem, że trzeba o niego walczyć. Nie raz już o tym pisałam. Jesteśmy to winni naszym dzieciom, i dzieciom naszych dzieci. Przecież ten świat został nam powierzony, to do nas są skierowane te słowa: "Czyńcie sobie ziemię poddaną" (por. Rdz 1, 28). To jest nasz świat, i nasza walka. Nie możemy pozwolić, by nasze dzieci przez całe życie płynęły z prądem jak śmieci, brodziły po szyję w błocie, albo błąkały się po omacku, szukając kierunku. Trzeba im pokazać, gdzie znaleźć twardą skałę, na której można postawić stopy, by się z tego błota wydobyć, gdzie szukać wskazówek, by odnaleźć drogę. I gdzie jest Słowo, na którym można oprzeć całe życie.

To jest przecież nasz świat, i nasza walka.





6 komentarzy:

  1. O tym między innymi myślałam, pisząc jednego z moich ostatnich postów - o tym "kręgosłupie", czyli filarze naszego życia, pewnych zasadach, wierze, autorytetach, przekazanych nam przez rodziców. Ja taki dar otrzymałam od mojej mamy i wiem, że dzięki temu przetrwałam najtrudniejsze momenty mojego życia, gdy miałam naście i dwadzieścia parę lat. Teraz najbardziej przeraża mnie to, że wyrocznią są okrutne media i portale społecznościowe, komórki i co tam jeszcze...Dzieci i młodzież lgną do tego niby atrakcyjnego świata, i co gorsza, znajdują w nim chwilowe pocieszenie i akceptację...a to co prawdziwe jest zupełnie obok, za ścianą, nie trzeba sprawdzać w googlach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Dlatego tak mi się spodobała ta krótka rozmowa Tauriel i Legolasem. Nie wolno nam składać broni, bo ten pseudo-świat zaleje rzeczywistość ciemnością, smutkiem, agresją, nienawiścią... Trzeba stawiać mu opór i budować wokół piękno. No bo kto ma to zrobić, jeśli nie my, mamy?

      Usuń
  2. Internet to nie problem, są firewalle, programy kontroli rodzicielskiej, w ostateczności można zresetować router albo wyjąć wtyczkę , ale nie o to chodzi aby być domowym FBI , lecz aby dziecko nie chciało czy nie musiało szukać odpowiedzi w sieci,mając pod ręką rodzinę.Problemem jest brak komunikacji w czasach medialnych.Paradoksalnie czym sięcej komunikatorów tym trudniej o komunikację .Czasami onserwuję w pracy jak ktoś pisze e-maila z biurka na biurko, albo jak pisze smsa - do rodziców ,żeby zaoszczędzić na telefonie.. brrrrr
    Moja małżonka porzuciła pracę zawodową na kilkanaście lat poświęcając się do reszty dzieciom i to jest ten najważniejszy czas, kiedy relacje i więzi sa najmocniejsze , kiedy rodzic jest zawsze, pomoże , odpowie na pytania a jeśli potrzeba to i skontroluje.
    Też byłem, młody i nie zawsze mogłem pogadać z rodzicami ze zrozumieniem bo albo byli w pracy albo po pracy -zmęczeni albo mieli swoje problemy i nie mieli ochoty gadać albo po prostu trywializowali moje problemy widząc większe-swoje. Nic dziwnego,że schodziłem na manowce sam sobie będac autorytetem.
    Ale mój Tata stosował umiarkowany radykalizm pomieszany z bezdyskusyjnym patriarchatem i wiedziałem, że są granice,których nie wolno mi przekroczyć.Wtedy wydawało mi się to niesłuszne i apodyktyczne , dzisiaj odbieram to jako zasady ,które nie raz prawdopodobnie uratowały mi życie czy zdrowie.Ten umiarkowany radykalizm przeniosłem na grunt mojej własnej rodziny, i wiecie co? choć od lat siedzę po uszy w informatyce, nigdy mi nie przysżło do głowy nawet sprawdzać działalności moich dzieci w sieci, myślę, że te lata bycia z mamą 24 godziny na dobę ,która czy śnieg czy deszcz prowadzała dzieci na majowe, na mszę, na procesje , czy bolała głowa czy nie zawsze wołała wszystkich na wieczorną modlitwę, te lata konsekwencji w wychowaniu zaowocowały.Nie wiemy co przyniesie przyszłość , na ile nasze dzieci dadzą się ugiąć życiu, modom,trendom, i wszelakim wpływom, ale to również kwestia wiary i nieustannej modlitwy za nie.Piszesz o budowaniu piękna wokół...Najpiękniejsze co można zbudować rodzinie to poczucie bezpieczeństwa i nierozerwalnej więzi,przekazać im wiarę i modlić sie za nie nieustannie, tej budowli nic nie zburzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sławku, przede wszystkim dziękuję za to świadectwo i mądre słowa. A przy okazji, nie miałbyś ochoty sam pisać bloga? Z pewnością masz o czym :-)

      Usuń
    2. wybacz Gosiu , rozpędziłem się ...to ta moja nieumiejętność wyrażenia myśli w 1 zdaniu.

      Usuń
    3. Ależ skąd, ja naprawdę bardzo, bardzo cenię sobie Twoje słowa. I dlatego właśnie pomyślałam, że miałbyś o czym pisać!

      Usuń