Nie mogę się doczekać, aż zakwitnie nasza magnolia. Jedni czekają na Godota... a ja sobie tak zwyczajnie czekam na czas kwitnienia. Codziennie rano wyglądam przez kuchenne okno, żeby się przekonać, czy to nie już. Napięcie rośnie z każdym dniem... Kiedy wreszcie zakwitnie, trzeba będzie chyba odpalić szampana!
I tak czekając, myślę sobie, jak bardzo dzieci przypominają kwiaty. Jakoś mi się to rzuca w oczy szczególnie teraz - i nie tylko dlatego, że jedne i drugie są ozdobą tego świata i nadzieją że to, co przyniesie przyszłość, będzie jeszcze piękniejsze.
Zanim rozkwitną, i kwiaty i dzieci wymagają szczególnej troski. Tak jak najcenniejsze okazy roślin nawozi się, chroni, kształtuje i przycina, by nadać im szlachetną formę, tak i te powierzone nam "cenne okazy" rodzaju ludzkiego wymagają podobnych zabiegów. Czy nie na tym właśnie polega wychowywanie? Najpierw trzeba stworzyć dzieciom właściwe warunki rozwoju, chronić je przed szkodliwymi wpływami i czynnikami zewnętrznymi, czasem zapewnić właściwe wsparcie, by pięły się prosto do góry, czasem przyciąć jakieś wybujałe pędy, by przekierować ich żywotne siły we właściwą stronę... A wszystkie te działania muszą być przemyślane, planowe, dobrze rozłożone w czasie i konsekwentne.
To ogromna odpowiedzialność, dlatego najpierw trzeba też zadbać o to, byśmy sami, jako ogrodnicy, mieli jasne pojęcie o tym, do jakiego celu zmierzamy i jakimi sposobami chcemy go osiągnąć. Trudu wokół tego sporo, nachodzi się człowiek, naschyla... Ale za to nagrody nie da się porównać z niczym - bo co może równać się radości z dzieci, które rozkwitają jak najpiękniejsze kwiaty?
I porusza mnie bardzo to, że nasz Ojciec tak samo myśli o nas - przecież my też jesteśmy w Jego oczach jak cenna sadzonka, o którą dba się z całą miłością i troską:
Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi pieśń
o Jego miłości ku swojej winnicy!
Przyjaciel mój miał winnicę na żyznym pagórku.
Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni
i zasadził w niej szlachetną winorośl;
pośrodku niej zbudował wieżę,
także i tłocznię w niej wykuł.
I spodziewał się, że wyda winogrona,
a ona cierpkie wydała owoce.
(Iz 5,1-2)
Nie raz i nie dwa wydajemy cierpkie owoce... Ale On nie przestaje o nas zabiegać i wciąż pokłada w nas wielkie nadzieje. I ta Jego nieustępliwa miłość, która nie zraża się niepowodzeniami, która wciąż o nas walczy i nie traci nadziei na słodkie winogrona odwzajemnionej miłości, dodaje mi sił także w walce o nasze dzieci. Nawet gdy czasem zęby cierpną...
Bo przecież i one i my możemy być spełnieniem marzeń naszego Ojca.
Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie -rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były. Zabłysłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. Rozlałaś woń, odetchnąłem nią -i oto dyszę pragnieniem Ciebie. Skosztowałem- i oto głodny jestem, i łaknę. Dotknęłaś mnie - i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim
OdpowiedzUsuń(św. Augustyn).
Dziękuję, Sławku, za przypomnienie tych pięknych słów. I jeszcze te mi się przypomniały ze św. Augustyna: "Niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie".Taka prosta prawda, a świat ucieka przed nią, zamiast pozwolić swojemu sercu odnaleźć ten pokój, za którym tęskni...
UsuńA nasza magnolia w tym roku nie kwitnie...:( Chyba przemarzła, biedaczka
OdpowiedzUsuńA może po prostu czeka na właściwy moment, żeby mieć odpowiednie entrée :-)
Usuń