piątek, 12 grudnia 2014

Czas

Ktoś mądry powiedział kiedyś, że każdy z nas ma czas na zrobienie wszystkiego, co Bóg daje mu do zrobienia.
Ha.
Jeśli więc brakuje mi na coś czasu, to znaczy, że albo to nie jest coś, co Bóg daje mi do zrobienia, albo że wykorzystałam na coś niepotrzebnego ten czas, który był na zrobienie tego, co zostało mi przez Niego powierzone.
Ha!
Prosta zasada, która często przypomina mi się, gdy kończę już po północy to, co było do zrobienia na dany dzień. I właściwie bez trudu przychodzi mi odnaleźć te momenty, w których pozwoliłam sobie skraść czas, który powinien był zostać przeznaczony na co innego.

Wierzę, że nie przez przypadek zostaliśmy umieszczeni w czasoprzestrzeni. Że to ma sens, że przemijanie ma sens, żeby zacytować klasyka. Że w tym także wyraża się nasze człowieczeństwo - możemy decydować o tym, co zrobimy z czasem, który został nam dany.

Z jakiegoś powodu właśnie teraz o tym myślę, w czasie oczekiwania na narodziny Jezusa i na Jego powtórne przyjście. Jesteśmy istotami dowiecznymi - mamy początek, ale nasze życie nie kończy się, tylko się zmienia, jak modli się Kościół w czasie liturgii pogrzebowej. Dążymy do wieczności. To nadaje czasowi jego właściwy wymiar - każdy dzień wpisuje się w naszą wieczność. I ta perspektywa bardzo ułatwia podejmowanie decyzji, żeby żyć świadomie i nie pozwolić się po prostu bezwolnie nieść wydarzeniom i okolicznościom, w których jesteśmy zanurzeni.

Ostatecznie przecież będziemy się rozliczać z miłości. A miłość wyraża się przede wszystkim przez obecność, czas dla drugiego człowieka. Nie mamy nic cenniejszego do ofiarowania naszym dzieciom. A jak mówi nasza ciocia, mama piątki dorosłych już dzieci, dla każdego z nich musi się zawsze znaleźć miejsce na naszych kolanach.


To właśnie czas, który dajemy naszym dzieciom, decyduje o tym, na ile czują się kochane i wiedzą, ile są dla nas warte. Czy będą potrafiły ofiarować czas drugiemu człowiekowi, po prostu być dla niego. Jakie wspomnienia wyniosą z domu. I czy będą chciały poświęcać kiedyś swój czas, by do niego wracać. 


  Jest taka piękna modlitwa wieczorna z The Book of Common Prayers z 1928 roku:

O Lord, support us all the day long, until the shadows lengthen and the evening comes, and the busy world is hushed, and the fever of life is over, and our work is done. Then in Thy mercy grant us a safe lodging, and a holy rest, and peace at the last. 
Amen.

Panie, wspieraj nas przez cały dzień, aż wydłużą się cienie i nadejdzie wieczór, gdy wrzawa świata ucichnie i minie gorączka tego życia, i ukończona zostanie praca naszych rąk. W swoim miłosierdziu daj nam wtedy bezpieczne schronienie, święty odpoczynek, a na końcu pokój. 
Amen.




A na koniec jeszcze świąteczna piosenka z 1941 roku w wykonaniu grupy Pentatonix. Opowiada o małym chłopcu, który nie miał do ofiarowania nowonarodzonemu Królowi nic oprócz gry na swoim bębenku. Kiedy zapytał, czy może dla Niego zagrać, Maryja się rozpromieniła, wół i baranek przytupywali do rytmu, a Maleńki się uśmiechnął. Cudna. Ra-pa-pam-pam!









6 komentarzy:

  1. Cudne chwile , i cudna kolęda , poruszyłaś wspomnień lawinę ... dziękuję
    Sławek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnie zdjęcie bezcenne :)
    Mam nadzieję, że czasu wystarczy, choć kurczy się jak w praniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że moje ciągłe bieganie z aparatem na szyi w końcu się opłaci :-)
      A czasu wystarczy, bo musi i już!

      Usuń
  3. Dzięki Przystani trafiłam na Twój blog i się rozsiadłam ☺️ Podoba mi się to co piszesz i jak piszesz- nie ustawaj 😃 Miłego dnia !

    OdpowiedzUsuń